Forum www.szczesliwydzien.fora.pl Strona Główna www.szczesliwydzien.fora.pl
Forum teamu ,,HAPPY DAY''
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Garść pomysłów na twórczą aktywność

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.szczesliwydzien.fora.pl Strona Główna -> KRAKÓW - team HAPPY DAY / WASZE SPRAWY
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mewatv
Administrator



Dołączył: 24 Lip 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:43, 29 Lip 2010    Temat postu: Garść pomysłów na twórczą aktywność

Po skompletowaniu super sprzętu nachodzi nas chętka stworzenia super foty, ale często nic z tego nie wychodzi za przyczyną twórczego zastoju. Na takie chwile dobrze jest mieć notatnik ze zbiorem pomysłów na zapas, do którego sięgamy w chwili kreatywnej niemocy. Oto garść przykładów:

Dział I - dla domatorów, w zasadzie można nie opuszczać mieszkania

1. Tarcze zegarowe

Temat rzeka. Możemy robić zdjęcia
co godzinę, minutę, kwadrans, itd. Budziki, zegary stojące, wiszące, wahadłowe, naręczne i stopery. Analogowe i cyfrowe
. Jak na nieruchomym zdjęciu przedstawić zegar, który zapomniano nakręcić? Ilość kombinacji jest praktycznie nieograniczona. Cykl opatrujemy chwytliwym tytułem; na przykład CYFERBLATIKON. W drugim etapie włączymy zegary słoneczne.

2. Termometry

Temat rozwijamy podobnie jak w przypadku zegarów.

3. Kosze na śmieci

Czarno-białe i w kolorze. Różny skład i stopień napełnienia.

4. Multiplikacje z niespodzianką

Na przykład cztery solniczki i jedna pieprzniczka, trzy doniczki i skorupy czwartej, sześć szklanek do zębów i dwa nocniki, osiem i pół motyla, siedem psów i ogon szympansa, trzy nagie gracje i kufajka, tuzin piw i berbelucha, pięć gatunków orzechów i sztuczna szczęka.

5. Makrofotografia

Główki zapałek, szpilek oraz igieł. Detale roślin doniczkowych, kostek do gry, bibelotów, zelówek i sznurówek. Guziki, perforacja znaczków i falbanki papieru toaletowego. Kompozycja z różnokolorowych skrawków papieru też byłaby całkiem niezła. Popiół z papierosa, gazety, węgla itp. Słoje kompotów oraz słoje klepek parkietowych, boazerii i oklein. Elementy potraw. Na przykład:

- Tytuł cyklu: JAJCOENERGOGENEZIS
- Fot. 1 Jajko na tle patelni
- Fot. 2 Jajko „in statu tłukandi”
- Fot. 3 Jajko rozbite
- Fot. 4 Kapiące żółtko
- Fot. 5 Kapiące białko
- Fot. 6 Jajko skwierczące na patelni
- Fot. 7 Jajko pomiędzy, do wyboru:
a) przeciętnymi zębami,
b) pozieleniałymi pniakami (w kolorze) lub sczerniałymi (B&W),
c) elementami sztucznej szczęki.

Dział II - do zrealizowania w najbliższej okolicy

1. Śmietniki

Jak kosze na śmieci w dziale I.

2. Klatki schodowe, bloki, ulice, piwnice i podwórka

Czarno-białe i w kolorze, ładne, brzydkie i bardzo brzydkie. Bramy kamienic, wejścia do piwnic i zaułków. Niedobitki roślinności, trawniki zamienione w parkingi. Napisy na murach i wszechstronna entropia.

3. Parki i ogródki

Ławki, drzewa, bajorka, furtki ogrodowe, ptaszki i wiewiórki. Ślady nocnych libacji.

4. Multiplikacje z niespodzianką

Jak w dziale I, zmieniamy tylko obiekty.

5. Zabytki

Starsze i młodsze. Kamienice, kościoły, obiekty użyteczności publicznej. Temat na całe życie.


Dział III – dla ambitnych

Jeżeli uznamy, że nieokrzesana publika nie pozna się na naszej twórczości, musimy jej podrzucić parę wskazówek. Oto przykład pasujący do obecnych warunków pogodowych:

- Tytuł cyklu: EGZYSTENCJALNY KOP W METAFIZYCZNY PĘPEK
- Fot. 1 Drzewo (stojące)
- Strona z następującym tekstem:
„Ujrzałem to drzewo. Było takie zdrowe i piękne. Ma pewnie ze trzysta lat. Z bólem uświadomiłem sobie, że za dwieście lat może być jeszcze piękniejsze. Będzie trwało samotne i dumne, kiedy mnie już nie będzie!
Ogarnął mnie szał zazdrości. Za sprawą sił astralnych dostąpiłem nadludzkiej wszechmocy i… wyrwałem to drzewo z korzeniami. Już nie będzie drwić z mej słabości!!!”
- Fot. 2 Drzewo (leżące – najlepiej to samo, ale wystarczy podobne).

Pamiętajmy jednak, że cokolwiek wymyślimy, prawdopodobnie już było. Wystarczy pogrzebać w archiwach.

Chciałbym podbudować nieco entuzjastów fotografii z chudą kieszenią, gdyż guru internetowi wcale ich nie oszczędzają. Zapaleniec głodny wiedzy rychło dowie się, że bez nadwyrężenia hipoteki nie ma co marzyć o jakich takich wynikach w fotografii
i jest skazany na wieczny los amatorzyny. Jeśli chcemy się wspiąć na piedestał, to musimy:

1. Odbyć pielgrzymkę wirtualną do photodo.com.
2. Splunąć na obiektywy
punktowane poniżej 4 (np. Nikon 24-120mm f/3.5-5.6D IF –
wynik 2.3; kompletna rozpacz!).
3. Wybrać punktowane najwyżej.
4. Dobrać najodpowiedniejszy(-e) i kupić.
5. Cieszyć się fotografią.

Większość z nas dojdzie tylko do połowy etapu 4, a potem może już jedynie oglądać prospekty i marzyć o wielkiej fotografii.

Ale czy rzeczywiście jest aż tak źle? Czy szanse daje tylko wysoko punktowana żyleta?

Po wpisaniu słowa „duto” przeglądarka wykryła około 384 000 (trzysta osiemdziesiąt cztery tysiące!) haseł. Wynika z tego że całkiem spora rzesza fotografujących jest zainteresowana stępieniem swoich brzytew!

Dlaczego? Pewnie niejeden fotograf po wnikliwych studiach MTF-ów nabył wymarzony obiektyw, i z powodzeniem przetestowawszy go na gazetach i ścianach z cegieł zrobił zdjęcie swej modelce, a następnie ze zdziwieniem stwierdził, że wynik nadaje się tylko na Halloween. Kompletnie nie przypomina nastrojowych portretów, które gdzieś widział. Zaczyna szukać, i wtedy ktoś przypomina mu o starej sztuczce z pończochą (najtańsza wersja) lub o nasadce zmiękczającej.

Oczywiście można by się rozwodzić, gdzie kończy się miękkość, a zaczyna nieostrość (a jak tam Panie bokeh?), czy może niezbędny jest obiektyw miękkorysujący (rzecz jasna drogi).

W którą stronę nie pójdą nasze rozważania, prędzej czy później dojdziemy do powszechnie (czy na pewno?) znanej prawdy, że jakość sprzętu i jakość zdjęć, to dwie różne rzeczy. Bardzo łatwo to sprawdzić. Zwróćmy uwagę, ile nijakich zdjęć
jest w albumach i kalendarzach, ale za to jakich ostrych. Lecz nie wińmy za to autorów. Gdyby ktoś chciał wydać album z samymi arcydziełami, prawdopodobnie nie przygotowałby go nigdy.

Internet jest kopalnią informacji dla każdego, także dla fotografów
. Ale prawdziwy urok polega na tym, że znajdziemy tam potwierdzenie naszej własnej opinii. Na przykład jestem fanem marki X i chcę dowieść słuszności mej manii. Żaden problem. W przeglądarkę wpisuję Y (bo tej marki najbardziej nie lubię) + wymięka. Nonszalancko naduszam „Enter” i proszę!

Mnogość entuzjastów jest tego samego zdania.

Ale uwaga! Pod groźbą zawału nie można się pomylić i wpisać X (moja ukochana marka) + wymięka. Bo rezultat będzie zbliżony albo, a kysz, przeciwników wielbionego iksa będzie jeszcze więcej.

Lecz trochę poważniej. Możemy mieć problem z rozpoznaniem rzetelnej informacji. Najłatwiej jest, gdy trafimy na stronę autorską. Jeżeli napotkamy zdjęcia
, które nam się spodobają, to najprawdopodobniej opinie autora opierają się na praktycznych doświadczeniach i możemy je wykorzystać do własnych celów. Najgorzej jest z „postami” lub ogłoszeniami bez żadnej otoczki, na przykład:

*
„XXX to chłam. Nadesłał: Fotuś (D3, D2X, D700, D90, F6, FM2T).” Nawet jeżeli Fotuś jest właścicielem rzeczonego zestawu, to nie mamy najmniejszego pojęcia z jakim skutkiem go używa i co warte są jego opinie.
*
„Miałem siedemdziesiąt trzy egzemplarze i mogę stwierdzić, że to najlepszy obiektyw.” Tak zaklina się Focalo. Tu mamy najwyraźniej do czynienia z rasowym sprzedawcą, a zatem potraktujmy to jako reklamę, a nie bezstronną opinię.
*
„Używałem sprzętu każdej marki i dlatego radzę…… ” Tak uzasadnia swe porady Bigfoto. Ale my możemy mu zaufać, jeżeli szukamy ceny obiektywu
, nie jesteśmy pewni przeznaczenia przycisku, poszukujemy znaczenia słowa hiperfokal, itp. Natomiast z rezerwą traktujemy jego uwagi praktyczne, zwłaszcza te, które mają związek ze „Sztuką fotograficzną”, chyba że zobaczymy choć jeden obrazek.
*
„Co prawda nie znam się na fotografii
, ale….” W ten sposób zaczyna swą myśl Lensio, a my nie mamy najmniejszych powodów, aby nie wierzyć w pierwszą część.

Temat można by ciągnąć, lecz nie wypada zanudzać czytelnika.

Po co to zawracanie głowy? Fora, „chat roomy”, pisma i książki są pełne porad, z których każdy wyciąga takie wnioski, jakie mu pasują. To przecież oczywiste, że chcielibyśmy mieć najlepsze i najnowsze aparaty, ale że trzeba za nie słono płacić, więc w konsekwencji nasz wybór jest kompromisem pomiędzy chęcią i zasobnością kieszeni.

Jednak w tym miejscu pragnę zwrócić uwagę, że nasz aparat
nie powinien być zbyt ...drogi! Zastanówmy się, czy my sami, albo nasi znajomi, chowamy sprzęt przy pierwszej kropli deszczu, albo boimy się wyjąć aparat w podejrzanym otoczeniu. W sieci spotkałem kiedyś wykład na temat ochrony optyki, którego Autor dowodził, że ponieważ zoomy typu „pompka” przy wysuwaniu zasysają powietrze, to wciągają też drobiny kurzu, które pozostają wewnątrz. Święta racja, ale najbardziej spodobał mi się wniosek tegoż Autora. Otóż, aby uniknąć tego wielce niekorzystnego zjawiska, należy jak najmniej "zoomować”!

Oświecony takim stwierdzeniem, od razu przypomniałem sobie, że migawka projektowana jest na określoną, ograniczoną liczbę cykli, więc należy ją zwalniać jak najrzadziej. Palnik lampy też ma swoją trwałość, to samo popychacze lustra, lampki wspomagające, wyświetlacze, baterie, itd. Używajmy ich jak najmniej, bo się zużyją! Dodatkowo najlepsza będzie pyłoszczelna szafka albo chociaż hermetyczna torba.

W taki sposób gdzieś po drodze zdjęcia zeszły na dalszy plan, a właściwie całkiem zniknęły. Jeżeli ktoś jest kolekcjonerem i czerpie największą przyjemność
z faktu posiadania nieskazitelnych eksponatów, to wszystko w porządku, ale nam chodzi o fotografujących.

Niejednokrotnie spotykamy wystawiony na sprzedaż sprzęt z adnotacją „używany przez zawodowca”. Zwykle można to rozpoznać nawet bez żadnych dopisków, po wyraźnych śladach użytkowania. Ale przecież nadrzędnym celem profesjonalisty wcale nie jest złośliwe wykańczanie urządzeń, tylko właśnie fotografowanie.

Spróbujmy poczuć się trochę jak zawodowcy, nie koniecznie w sensie zarobkowania, ale uznania konieczności pstrykania w każdych warunkach. I wcale nie oznacza to horrendalnych kosztów i błyskawicznego zarzynania nikonów. Przy dzisiejszych cenach używanych kliszaków i kilkuletnich cyfraków każdy znajdzie swój poziom wkalkulowanych strat.

Spróbujmy, a błyskawicznie przekonamy się, że zarówno w pamiątkowym albumie, jak i w materiale na wystawę zdjęcie z moknącego zenita pobije na głowę brak zdjęcia z D300 spoczywającego w trzech warstwach folii. A na wycieczce lepiej chłonąć widoki, niż spędzać czas na pilnowaniu torby fotograficznej.

Zgodnie z klasycznym przepisem mistrza suspensu na dobry dreszczowiec, na początku ma być trzęsienie ziemi, a potem napięcie musi tylko rosnąć. Nie spodziewałem się, że taki scenariusz przeżyję na własnej skórze. Otóż rozpoczęło się od trzęsienia, lecz nie ziemi, tylko kieszeni.

Po iluś latach daremnych marzeń o OBIEKTYWIE (nie żadnym kicie, chłamie, badziewiu, kiszce i tandecie) udało mi się spić do nieprzytomności dwóch potencjalnych żyrantów i, nie wchodząc w nieistotne detale, uzyskać pożyczkę gotówkową, którą natychmiast przeistoczyłem w wyżej wymieniony OBIEKTYW.

Trzęsącymi rękami wykonałem kilka zdjęć testowych i wydałem jęk zachwytu. Nareszcie będę Artystą z górnej półki. I kiedy pobekując z lubości snułem plany fotopodbojów, przyszło mi do głowy, że przecież mogę nie być tym pierwszym, którego niepowtarzalny geniusz objawił się po nabyciu owego ukochanego szkiełka. Natychmiast postanowiłem (o ja nieszczęsny) zanurzyć się w sieć celem odszukania niewątpliwie entuzjastycznych wynurzeń innych szczęśliwców w temacie mojego (nareszcie!) OBIEKTYWU.

Jakiegoż doznałem zdumienia, gdy przeczytałem, że z cyfrą OBIEKTYW sprawuje się nader marnie. Jak to możliwe? Przecież pismo "KOLORUJ TOTO"® oceniło go entuzjastycznie!! Moje zdumienie stopniowo przechodziło w przerażenie w miarę, jak czytałem opinie innych Ekspertów, którzy spychali mój OBIEKTYW do roli obiektywu. Ale przecież moje testy również wypadły znakomicie - przypomniałem sobie. I co z tego, wszak tak liczne grono fachowców nie może się mylić! Najwyraźniej to ja mam kłopoty ze wzrokiem.

Zacząłem się zastanawiać nad przyczyną tego horroru, lecz nijak nic nie przychodziło mi do głowy. Zawyłem i surfowałem dalej. I nagle (o potęgo mądrości) zostałem oświecony przez najprawdziwszego Znawcę. Otóż obiektyw sprawuje się marnie, ponieważ... „przekarmia matrycę"!!! Zdębiałem i natychmiast w wyszukiwarkę wklepałem „przekarmić cmosa". Jęknąłem, gdy wyskoczyło tylko „przekarmić bobasa". Rozpacz!

Dla mnie, edukowanego na analogach, od zawsze wydawało się jasne, że nadmiar światła można ograniczyć skracając czas naświetlenia lub przymykając przysłonę. Niedotrzymanie tej prostej zasady powodowało prześwietlenie. Ale Eksperci nic nie wspominali o prześwietlonych zdjęciach
; naświetlone zostały poprawnie, to matryca była przekarmiona. Stanąłem wobec Enigmy, której moje, najwyraźniej ograniczone ego nijak nie mogło przeniknąć. Zaraz, zaraz - pomyślałem - jeżeli mój profesjonalny (jak dotąd sądziłem) zoom ma światło 2,8 i, nawet pomimo stosownego skrócenia czasu, przekarmia matrycę, to co powiedzieć o standardach 1,4 i 1,2! Toż przy nich nieszczęsna matryca nie wyjdzie z kaca giganta, a legendarna stałka 1,0 ją zniszczy lub co najmniej doprowadzi do elektrofotonowego pawia. Nie przypominałem sobie, aby którykolwiek z producentów przestrzegał przed stosowaniem zbyt jasnych obiektywów. Wręcz przeciwnie, zachęcali do tego gwarantując poprawną pracę skrajnych sensorów AF oraz konwerterów. Dalej nic nie rozumiałem, aż wreszcie kolejny Mędrzec wyjaśnił mi oczywiste (dla Niego) zjawisko, że mamy tu do czynienia z jeszcze jednym spiskiem wytwórców.

Zrobiło mi się lżej na duszy, albowiem poczułem że wstąpiłem do wewnętrznego kręgu. Oto JA (sic!) jestem jednym z wtajemniczonych, tych, co poznali SEKRET, bo złamali kod Leonarda (Louisa) Daguerre'a. Nagle wiele rzeczy wydało mi się logicznych i jak najbardziej sensownych. Wcześniej wielokrotnie napotykałem takie ogłoszenia: „Sprzedam zajekultowy obiektyw, który ma wszystkie obiektywy pod sobą. Patrz recenzje w "Foto
Lowelas"®, "Kameroholik"® i na stronie [link widoczny dla zalogowanych] Często opis był dużo barwniejszy i obfitujący w słowa niegdyś niecenzuralne, a dziś wyrażające podziw i uwielbienie. Czasem tylko, jakby nieśmiało, pojawiał się dopisek: "Sprzedaję, bo zmieniam system". Wielokroć chciałem krzyknąć: Człowieku co czynisz! Wszak OBIEKTYW to serce systemu. Czy nie zdajesz sobie sprawy, że pozbywając się GO zmieniasz system na gorszy? Raz nawet nie wytrzymałem i zamejlowałem, lecz otrzymałem jedynie niezrozumiałą odpowiedź: "....."(Ustawa o ...) i dalej pozostawałem w dręczącej niewiedzy.

Lecz teraz nareszcie wiedziałem. Oni na długo przede mną poznali TAJEMNICĘ przekarmiania matrycy i w ten sposób pozbywali się trefnego towaru kusząc innych, niewtajemniczonych frajerów.

Stan mojej wiedzy podniósł się gruntownie, lecz w dalszym ciągu byłem właścicielem chłamu, badziewia i kiszki. Czułem się jak bohater „Diablika we flaszce” Stevensona, który musi uczynić wszystko, aby nie zostać ostatnim właścicielem przeklętego przedmiotu. Dlatego niezwłocznie sformułowałem następujące ogłoszenie: „Sprzedam zajekultowy OBIEKTYW, który ma wszystkie obiektywy pod sobą. Sąsiadka się nie schowa, księżyc się nie zaćmi, pies się nie porobi, najprawdziwsza flinta nad flintami, soczewki antydepresyjne, apocochromatyczne i antyradarowe." Do tego dorzuciłem dwa przykładowe zdjęcia (tak naprawdę z Linhofa) i rozpowszechniłem gdzie się tylko dało. Za kilka dni obiektyw trafił w ręce dżentelmena nieświadomego zjawiska przekarmiania matrycy, a ja z odzyskaną (prawie) gotówką przystąpiłem do studiowania wykresów, testów i opinii, aby nareszcie zidentyfikować mój wyśniony OBIEKTYW.

ZNALAZŁEM, ZAKUPIŁEM, ZAŁOŻYŁEM i ... zamarłem albowiem podczas moich ostatnich studiów dowiedziałem się o zgubnym wpływie kurzu na optykę. Dlatego błyskawicznie zawinąłem sprzęt w dwie szczelne reklamówki i postanowiłem, że zdjęcia próbne wykonam o czwartej rano, kiedy kurz w pustym pokoju przez noc opadnie na podłogę. Na wszelki wypadek wieczorem pozamykałem okna, podłogę wyłożyłem mokrymi gazetami i oczywiście zakazałem wstępu rodzinie. Do snu kołysały mnie wizje superfotogramów, które zacznę tworzyć niebawem.

Lecz mój błogostan nie przetrwał do rana. W nocy obudziłem się z krzykiem. Przyśniło mi się, że moje nowe CUDO nie dokarmia matrycy!

„Doszedłem do wniosku, że zupełnie niepotrzebnie wydałem kupę forsy na obiektywy xxx. Niedawno za jedyne trzydzieści złotych kupiłem dwudziestkę ósemkę z bagnetem Konica i okazało się, że zdjęcia
są lepsze niż z xxx” – powiedział memu znajomkowi pewien pasjonat.

„Poradźcie mi, co mam robić. Sprzedawca zapewniał, że to najlepsze szkło na świecie, a ja nie widzę różnicy miedzy nim a moim starym Heliosem. Czy przyczyną może być fakt iż używam go z Pentaxem, a nie z Canonem? Czy mam podstawy do reklamacji?” – takie lub podobne teksty niejednokrotnie goszczą na łamach przeróżnych forów. Rzućmy więc okiem na niektóre, najpopularniejsze argumenty mające przekonać potencjalnych nabywców.

1. Sprzęt „kultowy”

Kultowym jest każdy aparat lub obiektyw, który ja chcę sprzedać. Wygląda to na paradoks, ale im bardziej chcę się go pozbyć tym bardziej podkreślam jego kultowy status; na przykład pisząc „Jest to bez wątpienia KULTOWY OBIEKTYW” lub „Otoczony powszechnym kultem”. Kultowa jest zarówno Leica jak i Smiena, sprzęt dla mas i dla bogaczy, używany przez zwykłych ludzi i przez ekscentryków. Słowem czytając taki opis w miejsce słowa „kultowy” najbezpieczniej jest podstawić informacyjne zero. O przepraszam, z jednym wyjątkiem, którym jest Zenit. Aparat ten rzeczywiście otaczano niezwykłym kultem, ponieważ można go było opylić w Turcji za 50 dolców, co przy statystycznej pensji rzędu 20$ było kwotą niebagatelną.

2. „Genialna optyka” albo „bardzo dobry optycznie”

Trudno byłoby zarzucić kłamstwo sprzedającemu. Wszak wybitni twórcy optyki byli obdarzeni geniuszem, a ich konstrukcje znalazły licznych naśladowców. Zawsze można się wykręcić sianem twierdząc, że to obiektyw typu Tessar czy Sonnar.

3. „Jeden z najlepszych obiektywów w historii”

To twierdzenie można uzasadnić tak samo jak powyższe, albo powołać się na jedną z wielu ankiet czytelników lub internautów, gdzie zawsze znajdzie się wystarczającą ilość głosów „ZA” czymkolwiek.

4. Naciąganie historii

Nie wszyscy pamiętają, że Carl Zeiss (RFN) i VEB Carl Zeiss (NRD) to były dwie różne firmy, a niektórzy chętnie tę niepamięć wykorzystują przedstawiając enerdowskie wyroby jako szczytowe osiągnięcia techniki
światowej. Do tego dochodzi aktualna popularność mocowania obiektywu. Magia nazwy Zeiss plus mocowanie powodują, że na przykład Planar (z bagnetem) może być tańszy niż Pancolar (z gwintem). Jak wyglądały ich ceny przed digitalerą można sprawdzić w katalogach. Ale obecna moda pchania M42 do cyfrówek robi swoje, a nieświadomy nabywca jest (w błędzie) dumny z tego, że jego CZJ jest tej samej klasy co szkła zamawiane przez NASA. A tymczasem to moc obliczeniowa tkwiąca we współczesnej lustrzance jest większa niż potrzebowała NASA do wysłania człowieka na księżyc, natomiast ceny enerdowskich obiektywów często przerastają ich faktyczną wartość.

5. Każdy argument jest dobry

Przykład 1

„Obiektyw ten produkowano tylko przez 14 miesięcy, a potem zaprzestano bo sprzedawał się lepiej niż znacznie droższy….”

Przykład 2

„Obiektyw ten produkowano przez ponad 20 lat praktycznie bez zmian, co dobitnie świadczy o…..”

6. „Sample” albo „semple” (imbeclingua ® to wdzięczny temat osobnego felietonu)

Zestaw kłujących w oczy obrazków z całym zbiorem zaklęć w rodzaju: „nie poprawiałem”, „nie wyostrzałem” , „nie podciągałem”, „nie …”. Pamiętajmy, że „nie” jest takie proste znalezienie szkła, którym „nie” dałoby się zrobić zdjęcia „nie” wyglądającego źle w rozdzielczości ekranowej. Czy wykonano je właśnie tym obiektywem, to już osobna sprawa, a często paskudne białe obwódki (wyśmiewane przez przeciwników cyfry) świadczą o ingerencji w obraz.

7. Przegadanie

Niekiedy napotkamy 2 A4 tekstu z mieszaniną danych, przypowiastek i dykteryjek z czasów presumeryjskich, wzmiankujących o tle (pre-)historycznym, opiniach, testach, nagrodach, wzbogacanych ozdobnikami w rodzaju „szkło wszechczasów” (w opinii niektórych), „genialne rozmycie tła” (w opinii niektórych), „fenomenalna plastyka obrazu” (w opinii niektórych), „rewelacyjne powłoki” (w opinii niektórych), „nieprawdopodobna jakość” (w opinii niektórych), „powalający kontrast” (w opinii niektórych), a potem lista obiektywów, od których jest lepszy (w opinii niektórych). Oczywiście za dwa dni napotkamy podobny tekst, tyle że te same obiektywy zamienią się rolami. Czasem mamy podpuchy w rodzaju: „Miałem już 178 takich obiektywów, ale ten jest z nich najlepszy!”

Ogólnie patrzymy na to jak na zwykły bełkot towarzyszący i traktujemy z przymrużeniem oka.

Jeżeli naprawdę chcemy uzyskać (a któż by nie chciał!) bardziej wiarygodne informacje, szukajmy stron tworzonych przez pasjonatów, a nie sprzedawców. Oczywiście oceny nie będą wolne od subiektywizmu, lecz brak komercyjnej otoczki czyni je wartościowszymi.

Żródło: fotoclub.pl


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.szczesliwydzien.fora.pl Strona Główna -> KRAKÓW - team HAPPY DAY / WASZE SPRAWY Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin